Wojciech S. Wocław
Przeżyłem prawie połowę statystycznego życia, ale nigdy do tej pory nie trafiłem na coś podobnego! I jak się okazuje, wcale nie trzeba jechać na drugi koniec świata, żeby uraczyć swojego psa niemal tak, jak siebie samego. Wystarczy niecałe 20 km od Krakowa. Do specjalnej karty dań dla psów czworonogi mogą oczyma swoich właścicieli zajrzeć w Dworze Sieraków.
W menu dla psów jest pięć pozycji: pieczone ucho wieprzowe, kość pieczona, duszona jagnięcina z ryżem i warzywami, kaszanka wieprzowa, pasztet z wątroby z warzywami. Ceny wahają się od 5 do 25 złotych. Menu jest skonstruowane pod preferencje zwierzaków. Sam mam psa i kota. Wiem, co lubią. — wyjaśnił mi pan Janusz Fic, szef kuchni w Dworze Sieraków i autor menu. Zapytałem go o parę spraw.
Poniżej zdjęcie psiego menu, Dwór Sieraków z lotu ptaka i aleja parkowa jesienią.
Rozmowa z Januszem Ficem
Wojciech S. Wocław: Jak zrodził się pomysł na psie menu?
Janusz Fic, szef kuchni Dworu Sieraków: Jesteśmy otwarci na naszych czworonożnych gości, którzy podróżują ze swoimi właścicielami. Ja sam mam oczywiście psa, z którym bardzo często podróżuję i wiem, z jakimi problemami często borykamy się chcąc zrobić rezerwację, ewentualnie odwiedzić jakieś miejsce. To dlatego wyszliśmy naprzeciw oczekiwaniom naszych gości.
A zatem menu powstało z myślą o gościach hotelowych, którzy podróżują ze swoimi zwierzakami…
Wspólnie z właścicielami dworu, którzy są bardzo otwarci na zwierzęta, na ekologię postanowiliśmy stworzyć menu. Dostałem zadanie, żeby opracować menu, które będzie smakowało naszym czworonożnym przyjaciołom. Udało się i bardzo się cieszę, że zostało to zauważone i docenione. Cieszę się, że nasi goście, którzy tutaj przyjeżdżają będą mogli uraczyć swoich tak naprawdę przyjaciół, bo tak ich należy nazywać, czymś specjalnym, a nie tylko suchą karmą, którą można zabrać w podróż. Menu jest skonstruowane pod preferencje zwierzaków.
Ale menu jest tylko dla psów! Koty w tej sytuacji są poszkodowane… Jak się do tego odnoszą?
Niedługo dołożymy do menu dla psów też i menu dla kotów. Do tej pory nie miałem jednak takiego przypadku, żeby kot był gościem. Ale kto wie… Może jak powstanie kocie menu, to znajdzie się i kot jako gość naszej restauracji i hotelu.
Czyli, jak rozumiem, kiedy w restauracji pojawia się gość z psem, to obok zwykłego menu dostaje jeszcze to dla psa.
Tak. Wtedy goście mogą wybrać również coś dla pupila.
I jak reagują na to państwa goście? Pierwszy raz w życiu widziałem u państwa menu dla psów!
Jest duże zaskoczenie. Goście, którzy nie mieli wcześniej styczności z naszą restauracją nie podejrzewają, że mamy takie menu. To jednak pozytywne zaskoczenie i bardzo nas to cieszy.
A gdzie jest serwowane to menu? Czy jest jakieś specjalne miejsce, w które zaprasza się psa, żeby zjadł czy serwuje mu się (śmiech) posiłek do stołu, przy którym siedzą opiekunowie.
Mamy przygotowane specjalne miski, z których jedzą psy. W domu psy też towarzyszą nam przy stole. Może nie siedzą przy stole, ale siedzą przy nim podczas tego posiłku. Tak samo tutaj pies może towarzyszyć właścicielom przy kolacji.
To jest jedyna rzecz, która mnie zastanawia w tym wszystkim… Z jednej strony, pomyślałem sobie, wspaniale, to rzeczywiście duże ułatwienie dla podróżujących z psami, którzy nie muszą zabierać z sobą w podróż kilogramów suchej karmy. Z drugiej, wyobraziłem sobie, że przyjeżdżam do państwa na obiad albo romantyczną kolację, a przy stoliku obok wielki bernardyn obgryza kość. Słyszę mlaskanie tego psa, chrupot łamanych kości… I tak zacząłem się zastanawiać, czy moja kolacja by się wtedy udała…
Jesteśmy lokalem bardzo otwartym, jeśli chodzi o zwierzęta. Do tej pory nie zdarzyła się taka sytuacja, żeby ktokolwiek z gości miał jakiekolwiek pretensje. Z reguły zwierzęta wzbudzają naszą empatię i życzliwość. Tak jest w przypadku gości, którzy przychodzą z pupilem i tych, którzy siedzą przy stoliku obok. Czy miał pan okazję poznać naszego nadwornego kota Teofila?
Nie, nie objawił mi się.
Mamy kota, który wędruje po hotelu i odwiedza gości. Zdarzało się, że goście się budzili rano, a kot spał w nogach. Oczywiście wcześniej goście z naszym kotem mieli okazję się zapoznać przy zameldowaniu, ponieważ najczęściej przebywa nam recepcji. Nasz kot chodzi też po restauracji. Często siada przy gościach i je z nimi kolacje. Zawsze coś dostanie. Do tej pory nie zdarzyło się, żeby ktoś miał coś przeciwko. Z reguły są to pozytywne emocje.
Nie raz widziałem, jak ktoś jadł w restauracji, przy stoliku miał psa i od czasu do czasu odcinał kawałek mięsa i zrzucał to pod stół. Dla mnie szalenie nieapetyczne i nie eleganckie. Nie podoba mi się to. W sytuacji więc, gdy ktoś może zamówić posiłek dla swojego psa w restauracji, to wydaje się to rozwiązaniem dobrym. Mam jednak wątpliwości, czy karmiłbym tego psa przy stole, wśród innych gości, którym jakieś dodatkowe odgłosy mogą zakłócać elegancką atmosferę kolacji, czy jednak zorganizowałbym jakieś miejsce gdzieś z boku. W tym miejscu mam jeszcze jedno pytanie. Dotyczy garnków, w których są przygotowywane potrawy dla psów. Mówi się czasem, że zasady savoir-vivre’u przy stole wzięły się z obserwacji tego, co przy stole wzbudzało nasze obrzydzenie. Zastanawiam się, co gotów sobie wyobrażać ktoś, kto w Państwa restauracji bierze w ręce menu dla psów: „Czy to jest gotowane w tych samych garnkach?“, „Czy to jest serwowane na tych samych talerzach, na których ja jem?“. Jak to jest u Państwa?
Gotowane jest w tych samych garnkach. My nie preparujemy w kuchni psiej karmy, tylko jeżeli robimy kaszankę, to gotujemy kaszę, dodajemy krwi wieprzowej, wątroby. Węgrzy czy Czesi jedzą pieczone ucho do piwa. My jemy kaszankę. W psim menu te potrawy nie są mocno doprawiane solą, pieprzem i ziołami. To jest normalne jedzenie, takie jakbyśmy przygotowywali dla siebie. Mój ojciec na przykład gotuje w domu dla psa i nie używa do tego innego garnka. To normalne jedzenie, tylko inaczej doprawione. Serwujemy natomiast w specjalnych psich miskach. Dekorujemy potrawy zieleniną, ale nie zawsze psy ją zjadają. Pomimo tego, że to jedzenie dla zwierząt dbamy o to, żeby było apetycznie podane. To w końcu również nasi goście.
Smakuje czworonożnym gościom?
Tak. Ani razu nie miałem reklamacji, więc smakuje. W naszym menu dla psów mamy między innymi duszoną jagnięcinę. To stąd, że bardzo dużo psów jest alergikami. Są uczulone. Nie mogą jeść na przykład drobiu. Stąd taki pomysł. Mój własny pies je przede wszystkim jagnięcinę.
Poniżej ogród w Dworze Sieraków.
Psy w polskim dworze
Dbanie o psy jest wpisane w DNA polskiego szlacheckiego dworu. Ciekawe uwagi na ten temat można znaleźć m.in. w książce Mai i Jana Łozińskich pt. „Życie codzienne arystokracji“: Psy myśliwskie, jeśli było ich naprawdę dużo, trzymano w specjalnym budynku z ogrodzonym wybiegiem, w usytuowanej blisko folwarku i mieszkania łowczego psiarni. „Podłoga wewnątrz psiarni cembrowana kamieniem, z małą we środku wklęsłością, aby znajdująca się wilgoć mogła ściekać do kanału, przy cembrowaniu znajdującego się“ – pisał Bobiatyński. Psy leżały na drewnianych ławach, ustawionych na niewielkich podwyższeniach i wyściełanych słomą. Niektóre murowane psiarnie bywały wyposażone w piece, „gdzie po powrocie z polowania w czasie jesiennym, psy wilgocią i zimnem przejęte, ogrzewają się przy palącem się ognisku“. Nic więc dziwnego, że i dziś w Dworze Sieraków poświęca się zwierzętom dużo uwagi.
Piwniczka w Dworze Sieraków.
Dwór Sieraków
Historia dworu sięga XV wieku. Sieraków był wtedy wsią folwarczną, należącą do Mikołaja z Sierakowa. To on zbudował tutaj dwór, który następnie wiele razy zmieniał właścicieli. Byli wśród nich między innymi Lubomirscy i Mikołaj Rej. W XIX wieku dwór został w znaczącym stopniu przebudowany. Jego ostatnim właścicielem był Władysław Kucharski, minster przemysłu i handlu w rządzie Wincentego Witosa. Z Kucharskim wiąże się jedna z największych afer prywatyzacyjnych przedwojennej Polski. Nie tylko z tego powodu postać to wszelako ciekawa, byle dodać, że w 1936 roku przegrał dwór w karty. Po 1939 roku włości przechodzą w ręce niemieckie, a po wojnie trafiają do skarbu państwa. Obiekt funkcjonuje jako ośrodek kolonijno-wczasowy. Ducha staropolskiej dworskości powoli zastępuje atmosfera socjalistycznego postępu. I tak dwór dzieli los wielu podobnych obiektów. W latach 1998-2005 funkcjonował tu szpital uzdrowiskowy. W 2005 roku dwór kupują państwo Karolina Grabowska i Paweł Gąsiorek. Dziś w dworze funkcjonuje hotel i restauracja. Wizerunkiem Dworu Sieraków opatrzona jest też kolekcja wódek rzemieślniczych.
Poniżej wybrane komentarze spod wpisu o psim menu na moim fanpage’u oraz wyniki ankiety, którą przeprowadziłem na swoim Instagramie.
Moja rekomendacja dla hoteli i restauracji
Nie mam wątpliwości, że dla osób, które podróżują ze zwierzętami możliwość wykarmienia psa w miejscu docelowym to duże ułatwienie. W hotelach, które przyjmują gości ze zwierzętami mogłoby się stać to standardem. Rekomendowałbym jednak kilka rozwiązań.
Po pierwsze, nie karmiłbym psów przy stoliku, ale w innym, zorganizowanym i przeznaczonym do tego miejscu. Odgłos psiego mlaskania czy trzask łamanych kości niektórym gościom będzie psuł miłą atmosferę obiadu czy romantycznej kolacji. Mnie by przeszkadzał. Uważam, że w takich miejscach, jak restauracje czy hotele dobre samopoczucie ludzi należy postawić ponad satysfakcją zwierząt, którym to chyba jednak obojętne, czy zjedzą razem ze swoimi opiekunami, czy też wcześniej i gdzie indziej. W tym drugim wypadku ograniczy się też ryzyko, że w trakcie kolacji pies będzie spoglądał błagalnym wzrokiem na wszystkich biesiadników, licząc na to, że w końcu coś spadnie z pańskiego stołu. Zrzucanie psu kąsków ze stołu jest zresztą zwyczajnie nieeleganckie.
Po drugie, do gotowania jedzenia dla zwierząt używałbym innych garnków niż do przygotowywania regularnych potraw. I komunikowałby to gościom, np. zamieszczając odpowiednią adnotację w „karcie“ dla zwierząt. Argument, że to przecież te same produkty, których używa się do przygotowania posiłków dla ludzi, że różnica tak naprawdę dotyczy jedynie poziomu doprawienia jest dla mnie zrozumiały, ale nie przekonujący. Budzi bowiem moje wątpliwości natury estetycznej. Miłość do zwierząt i dbanie o ich komfort nie musi oznaczać zrównania ich statusu z naszym. W jakiejś mierze dochodzi do tego, kiedy mamy do czynienia z psim „menu“ i gotowaniem w tych samych garnkach. Sama nazwa „menu“ wzbudza zresztą moje wątpliwości. Czy oferta jedzenia dla zwierząt musi bowiem nazywać się tak samo, jak karta dań dla zwykłych gości? I dalej, czy nazwy dań muszą brzmieć niemal identycznie, jak nazwy potraw dla ludzi: „duszona jagnięcina z warzywami“, „kaszanka“? Może wystarczyłaby ulotka pt. „Jedzenie dla zwierząt“ i oznaczone numerami pozycje, które opisywałyby skład „jagnięcina, warzywa“, „ucho wieprzowe“, „kasza, warzywa, krew wieprzowa“. Mało to romantyczne, jeszcze mniej atrakcyjne pod kątem marketingowym, ale ocala coś, co łatwo zgubić… Coś, co dla mnie i, jak sądzę, dla wielu ludzi ma znaczenie.
Oferta jedzenia dla zwierząt w hotelu to krok w bardzo dobrym kierunku. Uważałbym jednak, jak w każdym takim przypadku, żeby nie pójść o krok za daleko…
Jestem ciekaw Państwa opinii na temat „psiego menu“!
Wojciech S. Wocław
Wywiad z p. Januszem Ficem, szefem kuchni Dworu Sieraków.