Wojciech S. Wocław
Jeszcze nie tak dawno temu tatuaże w Polsce były zjawiskiem marginalnym, kojarzonym głównie z marginesem społecznym i egzotyką spod znaku dzikich plemion albo chociażby japońskiej jakuzy. Trzydzieści lat po przemianach demokratycznych zmienił się nie tylko nasz stosunek do tego sposobu ozdabiania ciała, ale i liczba wytatuowanych osób. Chodząc po ulicach dużych miast czy przeglądając media społecznościowe często mam wrażenie, że obecnie więcej jest osób, które posiadają tatuaż niż tych, którzy go nie mają.
Do posiadania tatuażu przyznaje się 8% Polaków. 2/3 zna kogoś, kto nosi taką taką ozdobę. Tak wynika z badań CBOS-u, który w 2017 roku zadał Polakom pytanie: „Jaki, ogólnie rzecz biorąc, ma Pan(i) stosunek do tatuaży?“. Ponad połowa ludzi, którzy nie noszą takich ozdób odpowiedziała, że negatywny. Badania pokazały przy tym wyraźnie, że stosunek do tatuaży jest różny w zależności o wieku respodentów. Młodszym się podobają (59% osób w grupie 25-34 lata), starszym – niekoniecznie (72% osób w grupie 55-64).
Poniżej fragment raportu pt. „Moda na tatuaże“, przygotowanego przez CBOS (wrzesień 2017).
Po co ludzie robią sobie tatuaże?
Motywacje, dla których ludzie wykonywali tatuaże były różne na przestrzeni dziejów. Funkcjonowały jako amulety, które chroniły przed złem. Po drugie, w pierwotnych plemionach stanowiły na przykład rodzaju orderu. Po trzecie, były wyrazem przynależności do konkretnej grupy. Po czwarte, spełniały funkcję seksualną. Mogły oznaczać osiągnięcie dojrzałości seksualnej lub, ze względu na treść, oddziaływać na zmysły. Niektóre miały mieć działanie antykoncepcyjne… Po piąte, tatuaż po prostu miał upiększać ciało. Po szóste, wykonywany pod przymusem, był znakiem ostrzegającym innych na przykład przed groźnym przestępcą. Taką represyjną funkcję miały oczywiście tatuaże obozowe podczas II wojny światowej. Po siódme, ludzie tatuowali i tatuują się z powodów psychologicznych, żeby na przykład upamiętnić jakieś wydarzenie. To przypadek ojców, którzy tatuują sobie imiona i daty urodzenia swoich dzieci. Żołnierze SS po lewą pachą mieli wytatuowaną grupę krwi. W tym sensie tatuaż pełnił funkcję profilaktyczną. To po ósme. Dziewiątym powodem, który możemy wymienić w ślad za świetną książką Andrzeja Jelskiego pt. „Tatuaż“ jest potrzeba poprawienia niedoskonałości skóry, np. odbarwień albo wcześniejszego tatuażu z imieniem… byłej już dziewczyny.
Na zdjęciu pan Dawid Auguścik – model i tatuażysta. Fotografia pochodzi z jego fanpage’a.
Czy w przeszłości tatuaże nosili jedynie przestępcy?
Z całą pewnością nie. Zakaz ozdabiania ciała obowiązywał wprawdzie wolnych obywateli starożytnego Rzymu, ale już nie pierwszych chrześcijan, którzy tatuaże nosili jako znak przynależności do nowej religii. Podobną ozdobę nosił być może nawet św. Paweł. Dodajmy na marginesie, że w 787 roku z inicjatywy papieża Hadriana I zwołano sobór, na którym potępiono wykonywanie tatuażu. W średniowieczu w tatuowaniu dopatrywano się nawrotu do myślenia magicznego, zagrażającego doktrynie chrześcijańskiej, dlatego też teologowie tatuowanie ganili. W tym samym czasie w Europie tatuowano przestępców, podobnie jak dawniej niewolników. Z drugiej strony, w XVI wieku tatuaż jako pamiątkę wykonywano w czasie pielgrzymek do Ziemi Świętej. Zwyczaj ten funkcjonował jeszcze w XIX wieku i właścicielem podobnej ozdoby uczynił angielskiego króla Jerzy V.
Odrodzenie tatuażu w Europie nastąpiło w XVIII wieku za przyczyną marynarzy Jamesa Cooka, słynnego podróżnika. Sztuki jego wykonywania mieli się nauczyć od mieszkańców Polinezji. W tym okresie, dokładnie w 1773 roku, słowo „tatuaż“ pojawia się po raz pierwszy w angielskim druku. Za przyczyną marynarzy zwyczaj tatuowania rozpowszechnia się wśród przestępców, członków tajnych stowarzyszeń i rewolucjonistów. Może więc tutaj zaczyna się jego sięgająca do dziś zła sława.
W XIX wieku zaczęto na tatuażach zarabiać. Mam tu na myśli nie tyle usługi ich wykonywania, co prezentowanie wytatuowanych ciał na przykład w cyrkach. Zajęciem trudnili się zarówno panowie, jak i panie.
Na zdjęciu pan Dawid Auguścik – model i tatuażysta. Fotografia pochodzi z jego fanpage’a.
Wytatuowani arystokraci
Wspomnieliśmy o królu Jerzym V. To nie jedyny angielski władca, który posiadał tatuaż. Wytatuowany był między innymi Harold II (1022-1066). To zresztą tatuaż przedstawiający imię jego żony umożliwił — użyjmy współczesnego sformułowania — identyfikację jego zwłok. Podobnych przypadków Historia zna o wiele więcej… Edward VII, syn królowej Wiktorii, w 1881 roku podczas podróży do Japonii wytatuował sobie smoka. Autorem dzieła był jeden z najsłysnniejszych artystów tatuaży tamtego czasu. Był to prawdziwy przełom i początek wielkiej kariery tatuażu wśród brytyjskich wyższych sfer. Wytatuowaną na nadgarstku bransoletkę nosiła m.in. matka Winstona Churchila. Wśród wytatuowanych arystokratów w Europie mamy m.in. Rudolfa i Franciszka Ferdynanda Habsburgów czy ostatniego cara Mikołaja II (o tym szczególe w biografii rosyjskiego imperatora doskonale wiedzieli autorzy serialu „Ostatni carowie“, dostępnego na Netflixie). Mniej więcej w XIX wieku świat tatuażu zaczyna się dzielić artystyczny i „podziemny“.
Poniżej portrety dwóch wytatuowanych władców – angielskiego króla Edwarda VII (po lewej) i rosyjskiego cara Mikołaja II Romanowa (po prawej). Źródło: Wikipedia, domena publiczna.
Profesjonalizacja usług
W 1870 roku londyńczyk David Purdy otwiera pierwsze studio tatuaży. Dwadzieścia jeden lat później pojawia się elektryczna maszynka do tatuowania. Usługi zaczynają się profesjonalizować. Moda na tatuaż obok Anglii ogarnia również Niemcy i USA, omijając przy tym Hiszpanię, Austrię, Belgię, Francję i Włochy. W II połowie XX wieku tatuaż to biznes. Istnieją profesjonalne studia, która wciąż rozwijają swoją ofertę, stale podnoszą poziom świadczonych usług, a przede wszystkim szukają oryginalności, czegoś, co ich wyróżni.
Zdjęcia przedstawiają prace pana Dawida Auguścika. Pochodzą z jego fanpage’a.
Tatuaż a elegancja
Zacytujmy fragment książki Andrzeja Jelskiego:
Riley, który jako pierwszy ze znakomitych tatuatorów zastosował na większą skalę maszynkę do tatuowania, ujawnił w 1911 roku, że przyozdobił tatuażami 2500 dam z najlepszego towarzystwa. Po wytatuowaniu jednej z angielskich arystokratek Riley miał napisać: „Ta dziwaczna latorośl królewskiej krwi spaceruje teraz z kilkoma najbardziej wypieszczonymi i oryginalnymi wzorami na białej skórze, lecz świat nie będzie miał możliwości ich obejrzenia“.
Okładka książki Andrzeja Jelskiego pt. „Tatuaż”. Zdjęcie pochodzi ze strony wydawnictwa.
W tym miejscu kryje się prawdopodobnie odpowiedź na pytanie, czy z punktu widzenia klasycznej elegancji warto w ten sposób ozdabiać swoje ciało. Tak, ale pod warunkiem, że robimy to dla siebie, a nie dla innych. Że robimy to ze względu na wysoką wartość artystyczną tatuażu i własne poczucie estetyki, a nie panującą modę. Trudno dziś na tym polu przecierać szlaki, kiedy tak wiele osób idzie utartą drogą. Czy więc współcześnie tatuaż naprawdę wyróżnia? Czy może jednak upodabnia?
Czymś, co wymyka się tym krótkim rozważaniom jest tatuowanie ciała w celu stworzenia określonego wizerunku, który następnie staje się narzędziem wykonywanej pracy. To przypadek znanych tancerzy czy modeli, byle wymienić tutaj Ricka Genesta, znanego jako Zombie Boy czy pracującego na całym świecie polskiego modela Dawida Auguścika. Nic nowego, jak już wiemy, ale wciąż wymaga tak samo dużego poświęcenia…
Myślałem kiedyś o wykonaniu tatuażu. Skończyło się na rozmyślaniu. Gdybym miał go wykonać, zrobiłbym go w takim miejscu, które łatwo skryje ubranie. Zrobiłbym go dla siebie i dla tych niewielu, którym dałbym okazję do tego, żeby go zobaczyć…
Informacje na temat historii tatuażu przygotowałem na podstawie książki Andrzeja Jelskiego pt. „Tatuaż“.
Wojciech S. Wocław